Pierwsze 6 miesięcy życia dziecka.



Powiedzieć, że szybko zleciało, to jak nic nie powiedzieć. Właściwie za nami jest już prawie osiem miesięcy, ale chciałabym się skupić w tym poście na pierwszym półroczu życia malucha (i życia z maluchem).

NAJTRUDNIEJSZE SĄ PIERWSZE 3 MIESIĄCE
Zdecydowanie pierwsze trzy miesiące były dla mnie najtrudniejsze i nie wspominam ich z jakąś szczególną tęsknotą. Wszystko było dla mnie nowe, mnóstwo rzeczy mnie niepokoiło, miliarda rzeczy musiałam się nauczyć. To czas zapoznawania się z nową rzeczywistością i oswajania jej. To także połóg, który u mnie trwał ponad dwa miesiące, bo podczas gojenia ran pojawiły się komplikacje. A więc osłabienie, ból i burza hormonów, której nigdy wcześniej w takim stopniu nie doświadczyłam. Nawet w czasie ciąży nie miałam takiej karuzeli emocji, a po porodzie organizm zwariował.

KARMIENIE
O karmieniu napiszę oddzielny post, ale mówiąc w skrócie karmię piersią, mała była dokarmiana mlekiem modyfikowanym jedynie przez trzy lub cztery dni w pierwszym tygodniu życia. A dietę zaczęliśmy rozszerzać na tydzień przed ukończeniem sześciu miesięcy (owoce i warzywa).

SEN
Odkąd mała skończyła półtora miesiąca przesypia noce. Wiem, to jest szok i mamy ogromne szczęście. Minimalna długość jej nocnego, ciągłego snu, to sześć godzin, ale zdarzało się nawet ponad dziesięć. W tej kwestii mamy więc totalny luksus, który bardzo sobie cenię i naprawdę podziwiam rodziców, których dzieci budzą się po kilka razy w ciągu jednej nocy i o kilku godzinach ciągłego snu mogą jedynie pomarzyć. Ja byłam takim dzieckiem, więc obawiałam się, że karma wróci, ale wygląda na to, że córa poszła w tatusia. Chociaż podejrzewam, że karma jak to karma, prędzej czy później nas dopadnie.

PIELĘGNACJA
Zanim mała przyszła na świat, kwestia pielęgnacji wydawała mi się szalenie skomplikowana. Miałam poczucie, że powinnam koniecznie mieć górę kremów (bo każdy na coś innego), puder, emolienty, to i tamto. Szybko okazało się, że większość rzeczy jest niepotrzebna. Wystarczył emolient do kąpieli (za jakiś czas dopiero szampon do włosów), mąka ziemniaczana do pielęgnacji pupy (ani razu nie zdarzyły się odparzenia!) i krostek na buzi (mąka plus woda), oliwka do ciała (ale tylko na początku, bo małej bardzo łuszczyła się skóra po porodzie), kremik do twarzy na wyjścia z domu i oczywiście chusteczki nawilżane. Zdecydowanie nie ma co przesadzać z kosmetykami. Ja używam tylko tego, co niezbędne. A jeśli chodzi o techniczny aspekt pielęgnacji- przewijanie, przebieranie, kąpanie w pierwszej chwili wydaje się być czarną magią, ale to naprawdę prosta sprawa i po kilku pierwszych próbach idzie już gładko.

KOLKI
Od trzeciego tygodnia życia, przez około trzy miesiące ataki kolki zdarzały się po 3-4 razy w tygodniu. Zazwyczaj wieczorami przez kilka godzin, a czasami od popołudnia: kilkadziesiąt minut płaczu, przerwa i znów- czasem nawet do północy i dłużej. Noszenie, masowanie, bujanie, układanie na brzuchu- stosowaliśmy wszystko, ale dopiero krople przyniosły ukojenie. Było ciężko i małej i nam, rodzicom. Szczerze mówiąc, to był totalny hardkor- przeraźliwy płacz niemowlaka i bezradność świeżo upieczonych rodziców. Czasami płakaliśmy razem z małą. Ale o kolkach od strony psychologicznej i tym, jaki wpływ może mieć na rodziców napiszę również oddzielny post, bo uważam, że jest to temat bardzo pomijany, a niezmiernie ważny. Kto to przeżył, ten wie.

SPACERY
Wyobrażenia o relaksujących spacerach ze śpiącym słodko maluchem w wózku też szybko okazały się nie mieć zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Wydaje mi się, że głównie spowodowane to było kolkami, które jak już wcześniej wspomniałam, czasem zaczynały się popołudniami, około godziny 14. Generalnie nasze spacery przez pierwsze kilka tygodni wyglądały tak, że ledwo zdążyłam wyjść, a mała dostawała takiej histerii, że trudno było ją uspokoić, więc na spacery raczej wybiegałam i szybko wracałam. Strasznie mnie to stresowało. W dodatku było dość chłodno, więc za każdym razem wyciąganie małej z wózka i noszenie plus prowadzenie wózka, to zdecydowanie nie był relaks. Zmieniło się to, gdy kolki odpuściły, a Maja zaczęła bardziej interesować się otoczeniem. I tak jest do teraz- spacery są super.

PODRÓŻE AUTEM
Kiedy byłam w ciąży, zawsze podczas jazdy samochodem mała zaczynała się wiercić w brzuchu i kopać. Teraz obserwuje wszystko dookoła albo śpi. Uwielbia podróżować autem. Zdarzyło jej się płakać, kiedy była bardzo malutka, ale to sprawka kolek albo tego, że była opatulona w kombinezon, a od urodzenia nie lubiła być ścisło otulana (wbrew powszechnej wiedzy, że noworodki to uwielbiają).

ROZWÓJ I NAWIĄZYWANIE KONTAKTU
Obserwowanie rozwoju dziecka jest totalnie fascynujące, bo rozwój ten przebiega bardzo szybko. Z tygodnia na tydzień maluch zmienia się fizycznie (przybiera na wadze, zmienia się skóra, rysy, kolor włosów, czasem też kolor oczu) i pod każdym innym względem. Zaczyna odbierać coraz więcej bodźców i bardziej interesować się światem i swoimi możliwościami. Najpierw tylko słucha i obserwuje, później zaczyna się uśmiechać, próbuje dotykać, smakować, obracać się. Dla mnie jednym z fajniejszych momentów był ten, kiedy Maja zaczęła odwzajemniać nasze uśmiechy i sama, świadomie nas w ten sposób zaczepiać. Albo kiedy nauczyła się gugać. I bawić się zabawkami, obracać w rączkach grzechotki i przytulać króliki, które wydziergałam jej na szydełku. Właściwie całe mnóstwo jest takich pięknych, wzruszających momentów. Sama relacja moja z córką i obserwowanie relacji tatusia i córki, to niesamowita sprawa, którą trudno ująć w słowa. Chyba po prostu trzeba to przeżyć, żeby zrozumieć.

Mam świadomość, że ten post jedynie w niewielkim procencie oddaje to, jak wygląda pierwsze pół roku życia malucha. Nie bez powodu powstają na ten temat książki. Ale starałam się tu wypunktować kilka aspektów, które w mniejszym lub większym stopniu wypełniły nam te pierwsze miesiące. Intensywne, czasem trudne, ale piękne i niepowtarzalne.  


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga