Wychowanie a klapsy.


Wydawało mi się, że temat klapsów został już w przestrzeni publicznej tak szeroko omówiony i rozłożony na czynniki pierwsze, że nikomu nie przyjdzie już do głowo klapsy stosować w praktyce. Ale myliłam się i to grubo.

Kilka tygodni temu obiło mi się o uszy, że pewna pani pracująca w poradni psychologiczno-pedagogicznej (!) napisała poradnik, w którym opisywała stosowanie klapsów, jako jedną z metod wychowawczych. Podkreśliła jednak słabą skuteczność owej metody. To jest dość świeża publikacja, nie książka z czasów naszych dziadków... Trochę mnie to przeraziło. 

Kilka dni temu temat klapsów został poruszony w jednej z telewizji w programie śniadaniowym i nie będę wymieniać nazwiska pana, który się na ten temat wypowiadał, ale według niego klapsy nie mają nic wspólnego z przemocą i podsumowując jego stanowisko w tej sprawie: klapsy są jak najbardziej w porządku. Jeśli rodzic wybiera taką metodę wychowawczą, to ma do tego prawo.

To teraz ja się wypowiem. Już nie tylko jako psycholog, ani nawet nie jako wychowawca w szkole podstawowej. Wypowiem się jako matka. Nie wyobrażam sobie podnieść ręki na dziecko. Jak można uczyć dziecko, że nie bije się kolegów, a samemu stosować klapsy? Jak można twierdzić, że klaps to nie przemoc? To tak, jakbym strzeliła męża, bo mnie nie słucha, nie rozumie albo bo przypalił obiad i uznała to za taką moją metodę rozwiązywania problemów małżeńskich. I to byłaby patologia, a strzelanie dzieciom klapsów patologią nie jest?

Klaps jest przemocą. Klaps jest nieskuteczny, więc z biegiem czasu musi być silniejszy, żeby zadziałał. Jest to więc przemoc, która w dodatku eskaluje. Przemoc rodzi przemoc. Dzieci uczą się w ten sposób załatwiać swoje sprawy z rówieśnikami. Klaps powoduje też, że dziecko zaczyna bać się rodzica. Kiedy popełnia błędy albo psoci, nie myśli o konkretnych konsekwencjach wynikających z danego zachowania, ale jako konsekwencję widzi klapsa. Czy to nie jest bez sensu? Przecież w ten sposób dziecko niczego się nie nauczy, a jedynie może stać się zalęknione i nieszczęśliwe.

Nie byłabym w stanie dać klapsa. Bałabym się, że zobaczę w oczach swojego dziecka strach. Strach przede mną! Nie mogłabym zadać dziecku bólu. A przecież o to chodzi w klapsach, MA BOLEĆ, żeby dziecko dobrze tego klapsa zapamiętało i w przyszłości unikało. Jak można kogoś kochać i użyć w stosunku do niego siły fizycznej? Szczególnie jeśli tym kimś jest małe i bezbronne dziecko. Te klapsy to według mnie wyraz bezsilności, bezradności rodziców. Bazowanie na lęku przed przemocą nie jest metodą wychowawczą. Tak samo jak mąż bijący żonę jej nie wychowuje, tak rodzic bijący dziecko tym bardziej.
   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga